wtorek, 26 czerwca 2012

Rozdział 4


               Anna Baszczyńska była sensacją tegorocznych Mistrzostw Świata, choć te dopiero co się zaczęły. Wprawdzie nie stanęła na podium, jednak jej piąte miejsce było sporym zaskoczeniem. Zwłaszcza dla niej samej, gdyż slalom nigdy nie był jej najmocniejszą stroną – albo wygrywała, albo nie kończyła któregoś z przejazdów. Zatem piąte miejsce na tej rangi zawodach było dla (jeszcze)  dziewiętnastolatki sporym sukcesem. Gdyby ktoś przed startem powiedział jej, że znajdzie się w pierwsze dziesiątce, nie uwierzyłaby mu, a jego wypowiedź skomentowała gromkim śmiechem. A jednak – życie potrafi zaskakiwać, człowiek potrafi zaskakiwać. Nawet sam siebie.
               Właśnie skończyła rozmowę telefoniczną z babcią – jedną z najbliższych jej osób. Oczywiście nie obyło się bez słów troski i po raz setnego powtórzenia, że ma na siebie uważać i nie brać niczego od obcych. Dokładnie tak, jak kiedy miała siedem lat i zaczynała swoją przygodę z edukacją. W oczach babci już zawsze będzie małą wnuczką, o którą trzeba się troszczyć z całych sił. Chociaż już prawie dwa lata była pełnoletnia, nadal nic się nie zmieniło i się nie zmieni. Była tego pewna na sto dziesięć procent.
               Pomimo wielkiego szczęścia w jej głowie ciągle rodziła się myśl – pytanie, czy rodzice byliby z niej dumni, z jej sukcesów, ale przede wszystkim czy byliby dumni z tego, jakim jest człowiekiem. Nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania. Mogła mieć jedynie nadzieję, że tak właśnie by było.
               Z rozmyślań wyrwało ją pukanie do drzwi. Zerwała się więc i wolnym krokiem udała się w stronę wejścia do apartamentu.
- Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że grasz w zespole? -  rzucił Łasko, gdy tylko uchyliła drzwi i w ułamku sekundy znalazł się w środku.
- Co? W jakim zespole? – popatrzyła na niego błędnym wzrokiem, a ten podsunął jej pod nos laptopa z filmikiem, który bardzo dobrze znała.
Stare, dobre czasy, pomyślała, a na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Nigdy nie lubiła oglądać filmików ze swoim udziałem. Czuła się wtedy nieswojo, peszyło ją to. Jednak teraz z uwagą śledziła każdy szczegół zmieniającego się obrazu. Patrzyła, jak przy jednej z gitarowych solówek wskakuje na stojący na scenie fortepian i daje się ponieść emocjom, muzyce, szarpiąc z pasją struny elektrycznej gitary. 
Doskonale pamiętała również spocone ręce i zdecydowanie zbyt szybko kołaczące serce przed wejściem na scenę. Pamiętała wiele innych chwil, które przeżyła z chłopakami. Gdyby babcia wiedziała przynajmniej o połowie tego, co się działo…
- No co? Może mi powiesz, że ta skacząca burza loków z ADHD to nie ty? – Michał spojrzał na Ankę wyczekująco, niemal z pretensją.
- Nie powiem! – zaśmiała się.
- To dlaczego nic o tym nie wiem?
- Bo nie pytałeś? – spojrzała na niego robiąc minę, jakby właśnie stwierdziła najbardziej oczywistą rzecz na świecie. – A poza tym, to co? Miałam ci powiedzieć po tym jak mnie stratowałeś : Ej, koleś wiesz co zrobiłeś?! Właśnie prawie uszkodziłeś przyszłą gwiazdę rocka! Lepiej módl się o litość!
- No dobra. Masz rację – powiedział nieco speszony. – A tak w ogóle to gratuluję lokaty – uśmiechnął się.
- Skąd wiesz?
- Na pewno nie od ciebie. Mam swoich informatorów – wyszczerzył się, a Anka spojrzała na niego mrużąc oczy.
- Mam się czuć inwigilowana?
- Nie, nie. Już na pewno nie przeze mnie.
- A przez kogo?
- Yyy…. Ale nie masz się czego bać. On i tak jest zbyt głupi..
- Ahaa, okeej.
- No co?
- Oj Michał, Michał… A tak w ogóle to jak ty masz na nazwisko, co? – spojrzała na niego, podpierając ręce na biodrach.
- Ja?
- A widzisz tu jeszcze kogoś? – rozejrzała się wokoło.- Może potrzebujesz pomocy specjalisty? Ale wiesz, biały pokój bez klamek to wcale nie jest takie faje miejsce…
- Ha-ha-ha. Bardzo śmieszne…
- Wiem – powiedziała dumnie. – To powiesz mi, czy nie? – spojrzała na siatkarza wyczekująco.- Jak mi nie powiesz, to i tak się dowiem – dodała pospiesznie.
- Łasko.
- Łasko – mruknęła pod nosem. – ŁASKO?! – wytrzeszczyła oczy. – Czy ty masz coś wspólnego z TYM Lechem Łasko?
- To mój ojciec – odpowiedział lekko zmieszany, chwytając się ręką za kark.
- I nic mi nie powiedziałeś?! – zrobiła jeszcze większe oczy.- Dobra, dobra, wiem – dodała, gdy tylko otworzył usta.


               Wracał do swojego apartamentu. Niby nic nadzwyczajnego, jednak nie miał ochoty oglądać głupkowatej mordy Ivana i słuchać jego jakże „inteligentnych” docinek. Co gorsza nadal nie miał pomysłu na prezent dla narciarki. Chciał kogoś podpytać, kogoś kto zna pannę Baszczyńską dłużej od niego, kogoś kto mógłby mu  doradzić, podsunąć jakiś pomysł. Problem w tym, że nie miał pojęcia, kim ta osoba mogłaby być. Bo przecież do mamy nie zadzwoni, do ojca też, a do brata to tak jakby zapytał Ivana. Pokręcił głową z rezygnacją, gdy jakieś pięćdziesiąt metrów przed sobą zobaczył średniego wzrostu szatyna, który, z tego co wiedział Łasko, był trenerem Anki. Przyspieszył kroku i chwilę później maszerował obok szkoleniowca.
- Przepraszam, pan jest trenerem Anny Baszczyńskiej, zgadza się?
- Tak, to prawda. O co chodzi?
- Michał Łasko – wyciągnął rękę w stronę rozmówcy, który odwzajemnił gest, mówiąc: Marcin Hajduk. – To pewnie zabrzmi trochę głupio… może bardzo głupio, ale myślę, że pan jest jedyną osobą, która może mi pomóc.
- Proszę mówić.
- Bo widzi pan… Za dwa dni Anka ma urodziny, a ja kompletnie nie wiem, co mógłbym jej kupić. Pan ją zna dłużej ode mnie, więc pomyślałem, że może coś mi pan podpowie…
- To o to chodzi – trener uśmiechnął się pod nosem.- Krótko mówiąc, masz przechlapane… Właściwie nie wiem, co mam ci powiedzieć. Pod względem prezentów Anka jest bardzo specyficzną osobą... Powiem tak: nie liczy się za ile, liczy się oryginalność i wysiłek włożony w wykonanie prezentu. Ona nie lubi dostawać rzeczy drogich. Woli coś niezbyt kosztownego, ale z pomysłem. Robótki ręczne mile widziane – Marcin zaśmiał się krótko.- I niech cię ręka boska strzeże przed różami, zwłaszcza czerwonymi. Najlepiej przed różami w ogóle. To tak na przyszłość. – mężczyzna poklepał siatkarza po ramieniu i odszedł.
- Pomógł mi pan, doprawdy tak mi pan pomógł, tak mi pan umysł rozjaśnił że chyba nic mi to nie dało – bełkotał pod nosem, koncentrując wzrok na oddalającej się sylwetce.


~
Kabum! I oto kolejny rozdział. Dużo później niż planowałam, iny niż planowałam i krótszy niż planowałam. 


azzurri, (mam nadzieję, że dobrze napisałam ;D) witam serdecznie. Bardzo nie cieszy, że to, co piszę ci się podoba. A co do wielkiej miłości, to jest w planach, ale czy będzie taka, na jaką liczysz, to się okaże ;D

kika, wiem, jestem okropna, ale to jeszcze nie czas na Twój rozdział, ale nic się nie martw - doczekasz się ;D



piątek, 8 czerwca 2012

Rozdział 3


Dla biednej czytelniczki, która nie może dodać komentarza.

Glany czy oficerki, glany czy oficerki, glany czy oficerki. Była za piętnaście trzynasta, a Anka biła się z myślami, spoglądając to na jedne, to na drugie buty. Dobra oficerki… bo jak go w glanach przypadkiem podeptam, to już mnie nigdzie nie zaprosi.
              
               Chodzili po mieście już jakieś trzy godziny, jednak żadne z nich nie miało poczucia płynącego czasu.
- Michaał?
- Tak?
- Mogę cię wrzucić do zaspy?- narciarka wyszczerzyła się ku siatkarzowi.
- Co? Nie.
- Jesteś pewny?
- Yhm.
- Ale dlaczegooo? – spytała, ciągnąc go za ramię i robiąc smutną minkę.
- Bo mi się makijaż rozmaże…  - powiedział przesadnie histerycznym tonem.- Chodź! – pociągnął ją do najbliższego sklepu, gdzie przywitały ich trzy kobieto-manekiny. Jedna była ruda (siedziała pośrodku i podpierała ręką głowę), druga była blond i stała po lewicy rudej, a ostatnia miała sztucznie czarne włosy.
- O, patrz! To jest świetne- Michał udał się w stronę obiektu pożądania. - I co na to powiesz?- spojrzał w dół i nikogo nie ujrzał… - Super! Gadam do siebie – burknął i zaczął szukać wzrokiem swojej towarzyszki. Gdy wykonał obrót niemal o trzysta sześćdziesiąt stopni ujrzał ją, przyglądającą się uważnie trójce manekinów.
- Ja tu…- zaczął, gdy znalazł się obok Anki, lecz już nie dokończył.
- Widziałeś to?! – weszła w słowo siatkarzowi, zupełnie nie zdając sobie sprawy, że wcześniej chciał jej coś powiedzieć.
- Nie. A co miałem widzieć? – podążył za jej wzrokiem, lecz wiele mu to nie pomogło.
- Jak to co! Te manekiny mają różne nosy! – powiedziała podekscytowana, na co siatkarz uderzył się dłonią w czoło.- Nie bij się, bo ci guz wyskoczy… - zerknęła na mężczyznę kątem oka.-  No patrz! Ta ruda ma jakiś taki mały, świnkowaty, blondi to w ogóle jakiś dziwny, a ta tam podobny do mojego, tylko ja mam mniejszy… - nadal wpatrywała się w manekiny.
- Co? Przecież ty masz śliczny nosek, a nie taki kulfon.. – powiedział zerkając to na Ankę to na sztywną brunetkę.- W ogóle o czym ja z tobą rozmawiam – pokręcił głową z dezaprobatą. – Rozpuszczasz mi mózg! – zaśmiał się.
Przyjrzała mu się dokładnie.
- Eee. Nie jest tak źle. Uszami ci się jeszcze nie wylewa.
- Wiesz co? Chyba czas coś przegryźć.
- Wreszcie mądrze mówisz!
- Sugerujesz coś?
- Nie nic – wzruszyła ramionami, robiąc niewinną minę, a Michał rozczochrał jej włosy. – Ej! Przez ciebie będę wyglądać jak czarownica… - powiedziała z wyrzutem, gorączkowo gładząc kręte włosy.
- O przepraszam. Pewnie całą noc je kręciłaś.
- Wcale nie!
- Dwie noce?!
- Nie, mam takie naturalne.
- Nie żartuj! – zaczął sobie owijać jeden z grubych loków na palec. – Zajebiste są.

               Ciepłe krople wody spływały po jego ciele. Umysł miał splątany wspomnieniami z dzisiejszego wypadu. Mimo że dzisiaj rozegrał tylko jedne mecz, miał wrażenie, jakby wygrał podwójnie.
 Jej oczy. Usta. Nosek. Uśmiech.
               Iwan siedział rozwalony na hotelowej kanapie i gorączkowo wpatrywał się w ekran, leżącego na jego brzuchu, laptopa. Na twarzy przyjmującego malował się coraz większy cwany uśmieszek. Nagle do jego uszu dotarł dźwięk otwierania drzwi. Z łazienki wyszedł Łasko jedynie w białym ręczniku związanym na biodrach i mokrych, potarganych włosach.
- A ty co się tak szczerzysz? – zapytał Michał, szukając bokserek.
- Chodź, zobacz!
- Czekaj! – krzyknął atakujący ze swojego pokoju, a już po chwili zerkał Zaytsevowi przez ramię.
- No Michał, muszę ci powiedzieć, że niezłą laskę sobie znalazłeś. – Ivan pokiwał twierdząco głową, nie spuszczając wzroku z filmiku, jaki znalazł  na youtubie.
- Skąd to masz?
- Wiesz, jak ty się szlajałeś po mieście, to strasznie mi się nudziło, a że ta twoja Polka jest całkiem ładniutka, to poszperałem tu i ówdzie i znalazłem – wyszczerzył się.-  I wcale nie było tak trudno ją znaleźć. Chcesz wiedzieć, jak to zrobiłem?
- Nie, ale i tak się dowiem.
- No więc wszystko to stało się za sprawą mojego wrodzonego geniuszu – Ivan zrobił pauzę na dumną minę, a Michał tylko pokręcił głową z politowaniem.-  No więc postanowiłem przejrzeć listę uczestników tego jakże wielkiego święta narciarskiego i okazało się, że jest tam tylko jedna Anna z Polski, no więc Polaków i Polek to na tej liście nie było. No więc wkleiłem sobie „Anna Ba… Ba…”
- Baszczyńska… - szepnął Łasko, patrząc na profil narciarki na stronie FIS.
- No właśnie. No więc jak już skopiowałem, to wkleiłem w Google i się mi ukazała na początku wikipedia. No więc też tam kliknąłem i sobie poczytałem, ale że tam dość mało było, kliknąłem na polski i nic nie zrozumiałem… No więc skopiowałem i Google Translator pospieszył z pomocą i się okazało, że nie dość, że jest mistrzynią świata juniorów w jakimś tam zjeździe czy slalomie, to gra w zespole, który się oczywiście nazywa tak, że nie mogłem przeczytać. No więc znowu skopiowałem i wkleiłem i mi się w youtubie ukazało to, co właśnie przed chwila postanowiłem ukazać również tobie. Genialny jestem, nie?
- Co? – odpowiedział zamyślony Łasko.- Sorry, ale po trzecim zdaniu, zaczynającym się od „no więc”, przestałem cię słuchać, Ivanku – zrobił minę, jakby rozmawiał z mały dzieckiem i pogłaskał przekornie przyjmującego po głowie.
- Mógłbyś mi przynajmniej podziękować…  - Łasko udał się w stronę swojego pokoju.-Chociaż w sumie to nie. I tak to ja ją pierwszy zaliczę – Zaytsev uśmiechnął się głupkowato w stronę ekranu laptopa.- Taka laska…
Michał uruchomił swojego laptopa, by spokojnie przejrzeć informacje na temat panny Baszczyńskiej. Jak przypuszczał, najwięcej informacji znalazł na polskich stronach.
- Anna Baszczyńska polska narciarka alpejska urodzona 11 stycznia… Zaraz, zaraz Je-de-nas-tego stycznia? – był pewny, że gdyby właśnie coś pił, to zaplułby sobie cały ekran.
- Ivan!!! Kochanie, możesz mi powiedzieć, którego dzisiaj mamy? – atakujący zamrugał zalotnie do, znajdującego się przy drzwiach, Zaytseva.
- Szósty… Nie. Siódmego stycznia. Ta, siódmego stycznia, a czemu pytasz?
- Nie, nic. Tak tylko.
- Jasssne.

               Stała w bramce startowej, w skupieniu czekając na dźwięk, który oznajmi: pierwszy slalom czas zacząć...



Po pierwsze, chciałabym bardzo przeprosić za tak długa przerwę. Jednym słowem byle do wakacji - wtedy rozdziały będą zdecydowanie częściej. Dobra. Wiem, to nie było jedno słowo ;P
Po drugie, czytelniczka powiadomiła mnie o trudnościach z dodaniem komentarza. Sprawdziłam, co mogłam i nie było żadnego problemu. Nie wiem. Może to wina przeglądarki. Nie! to wina wrednego onetu, który robił wszystko, żebym tam bloga jednak nie założyła... grrr.
Dobra dość narzekania. Jeśli są jakieś problemy z dodawaniem komentarzy to podaję gg: 12285472. jak chcecie to piszcie i może jakoś uda się rozwiązać problem. A! I jeśli ktoś chce być powiadamiany, to niech tez napisze ;)

Co do rozdziału - maskara ;/
Mam wizję na dalszą akcję, ale najpierw muszę męczyć się z tą.

Kika, nie pyskuj mi tam na swoim blogu, bo nie dostaniesz dedykacji  odcinka, w którym Misiek będzie popylał na nartach! ;P