Dla wegetującej Kiki.
Polska przywitała
narciarkę dwudziestostopniowym mrozem. Samolot z Włoch wylądował
na lotnisku w Katowicach około godziny temu. Anka uważnie
obserwowała bagaże jadące na taśmie, poszukując swojego.
- Znając moje
szczęście, będę tu czekać do ostatniej walizki – mruknęła
zniecierpliwiona.
Dwadzieścia minut
później udało jej się uprać ze wszelkimi formalnościami i
próbowała znaleźć czarną czuprynę Daniela pośród masy ludzi
przewijającej się przez lotnisko.
- Aaaa! Daniel! Cioto!
Odstaw mnie na ziemię – krzyczała przez śmiech, machając nogami
w powietrzu.
- Nie ma to jak miłe
powitanie, geju – chłopak pomaszerował ku wyjściu w lewej ręce
trzymając bagaż Anki, która to wisiała na jego prawym ramieniu.
- Zawsze do usług,
złamasie.
- Tak w ogóle to,
wiesz, musimy opić twoje medale – powiedział uradowany.
- Daniel! Odstaw mnie
na ziemię!
- Nie.
- Why? - powiedziała
płaczliwym tonem.
- Because... nie!
- Ludzie się na nas
patrzą...
- To akurat ci nigdy
nie przeszkadzało. - odpowiedział, wychodząc z budynku.
- Aaaa! - wtuliła
twarz w kurtkę chłopaka. - Smarki mi w nosie zamarzły... -
jęknęła, co wywołało salwy śmiechu u gitarzysty.
Trzy godziny później
była w swoim pokoju. Patrzyła na przywiezione medale, na
najpiękniejszy prezent urodzinowy, jaki kiedykolwiek dostała. Nie
mogła uwierzyć, jak wiele się w jej życiu zmieniło w ciągu tych
kilkunastu dni. W pewnym sensie nie zdawała sobie z tego sprawy.
Udało jej się chwycić marzenia za nogi. Poznała wielu wspaniałych
ludzi. Poznała Michała. Wspomnienie o nim sprawiło, że na jej
ustach mimowolnie pojawił się uśmiech.
Zakochała się?
Na samą myśl o tym
czuła się dziwnie nieswojo. Może dlatego, że sama sobie
zaprzeczała. Nie chciała do siebie dopuścić tej myśli. Wmawiała
sobie, że są po prostu przyjaciółmi. Przecież od zawsze miała
więcej kolegów. Miała Daniela. Zna go odkąd sięga pamięcią.
Jest dla niej jak brat.
Ten najbardziej
wkurzający, najwspanialszy, najukochańszy brat.
Około dwudziestej do
pokoju narciarki przybył Daniel wraz z sześciopakiem.
- Ładnie mnie
demoralizujesz. Ledwo wróciłam, a ty już mi chlać każesz..-
powiedziała Anka, patrząc na sześć puszek piwa, które przyniósł
Smoku.
- Weź mi tu już
takiej cnotki nie zgrywaj – chłopak wywrócił teatralnie oczami
i usiadł na łóżku obok dziewczyny. - Nie mówiłaś, że kupiłaś
nowy kask.
- Nie kupiłam.
Dostałam od Michała.
- Michała?! Jakiego
Michała?
- Łasko – wywróciła
oczami.
- Aaaaaa! - Daniel
piszczał, próbując naśladować podnieconą rozmową dziewczynę.
- Zamknij się,
debilu, bo babcia przyjdzie sprawdzić co się dzieje! - walnęła
go w ramię, na co chłopak jęknął z bólu.
- No wiesz co? Ja tu
się staram zastąpić Ci koleżanki, których nie masz, a Ty mi
krzywdę robisz...
- Już nie histeryzuj.
- A teraz poważnie co
to za Michał? - Daniel świdrował Ankę wzrokiem.
- Daniel, spokojnie.
Nie wytnie mi nerki i nie wywiezie na dziwki. - powiedziała
narciarka, powstrzymując śmiech.
- To nie jest
śmieszne! Ja mówię poważnie! Chcesz, żeby się skończyło tak,
jak z Łukaszem?!
- A jak się
skończyło?! Chyba przez to powinieneś wiedzieć, że umiem o
siebie zadbać! - narciarka podkurczyła nogi i objęła je rękami.
- Anka, przepraszam.
Ja po prostu się o Ciebie martwię i nie chcę, żebyś znowu
cierpiała przez jakiegoś idiotę. - powiedział, obejmując
dziewczynę ramieniem.
- Kocham Cię,
przewrażliwiony złamasie – odpowiedziała wtulając się w tors
przyjaciela.
- Ja Ciebie też,
narwany geju.
Jedenastego marca tuż
po północy w mieszkaniu siatkarza rozległ się dźwięk
dzwoniącego telefonu. W mgnieniu oka zerwał się na nogi i popędził
odebrać. Niestety zapomniał o fotelu, który kupił dwa dni temu i z
wielkim hukiem wylądował na ziemi, uprzednio przelatując nad
meblem.
- Halo?- wcisnął
zielony guzik i, gdyby zdążył wcześniej wstać, pewnie znowu
leżałby na ziemi.
- Sto lat! Sto lat!
Niech żyje, żyje... MIIII! Sto lat! Sto lat! Niech żyje żyje mi!
- w telefonie rozległo się głośne śpiewanie. - Nieeeech żyje
miiiiiiiiiiiiiiiiii!!!!
- Yyy halo?
- Michał, wiesz co,
zawiodłeś mnie. Zapomniałeś o własnych urodzinach. A ja tu
naiwna czekam do północy, żeby Ci pierwsza życzenia złożyć,
skoro nie mogę tego osobiście zrobić...
- Anka?
- Nie. Duch Święty...
- do uszu Michała dobiegł dźwięczy śmiech, a na jego twarzy
rozkwitał coraz większy uśmiech.
- Nie wierzę...
-To uwierz. Wiem, że
mój "prezent" nie może umywać się do Twojego, więc...
- Jest najwspanialszy
na świecie.
***
Po zajebiście długiej przerwie wróciłam z nowym, niewspółmiernie do przerwy dobrym rozdziałem xD.
dedyk dla mnie, awww, bo się wzruszę :D hahaha, uwielbiam takie czułości "geju, złamasie itp" :D a "łaj i bikoz" to skądś znamy, nie?? boroczek Łasko prawie sobie kark skręcił, hahaha, dlatego ja profilaktycznie wyłączam na noc głos w telefonie :D mam nadzieję, że kolejny rozdział tu i na Kądziowym pojawi się szybko!! do zobaczenia na weselichu ZaJceWa :*
OdpowiedzUsuńOJEJ, WRÓCIŁAŚ *-* aż mi słów zabrakło xd
OdpowiedzUsuńJak fajnie, że wróciłaś. ;)
OdpowiedzUsuń